Gang Młotkarzy z Koszalina. Zmora jubilerów to prawdziwe historie. Fakty i zdarzenia opisane w książce, wydarzyły się naprawdę. O chłopakach tworzących „Gang Młotkarzy” rozpisywały się prawie wszystkie gazety. O napadach grupy informowała również telewizja, a „Super Wizjer” w TVN poświęcił tej sprawie głośny reportaż.
Gang Młotkarzy z Koszalina. Zmora jubilerów to książka, którą Autor przedstawia w następujący sposób: „… Historia, którą chcę wam opowiedzieć przelewając myśli na kartki książki, (co tak naprawdę wydarzyło się w tamtym czasie, podkreślam w tamtym czasie, a przede wszystkim dlaczego do tego doszło) to prawdę mówiąc dokument z dodatkiem sensacji i lekkim posmakiem przygody. Napisałem to będąc w Zakładzie Karnym w Czarnem, a ukończyłem w Oddziale Zamkniętym Dobrowo przy Areszcie Śledczym w Koszalinie. To właśnie tam, mając dużo czasu na przemyślenia, narodził się pomysł opisania pewnego etapu mojego życia…”
Pomysł napisania książki zrodził się w Zakładzie Karnym. Głównym celem powstania książki była prywatna resocjalizacja Autora. Opisana historia ma również za zadanie przestrzec młodzież przed popełnianiem przestępstw oraz nieuchronnością kary. Autor potrafił całkowicie się otworzyć i przelać swoje smutne przeżycia na papier.
W mieście duży problem stanowiło wówczas bezrobocie. Młodzi ludzie nie chcieli skończyć jak ich rodzice, pracujący za najniższą krajową. Chcieli zarobić szybko i dużo. Niektórzy ruszyli więc na Zachód, napadać na tamtejszych jubilerów. Tak powstał gang młotkarzy. Wartość kosztowności skradzionych z witryn sforsowanych młotkami śledczy oszacowali na co najmniej 26 mln euro.
Na pomysł rabowania jubilerów wpadli naprawdę młodzi ludzie – chłopaki i dziewczyny w wieku od 17 do 19 lat. Szybko wytworzyli oryginalny modus operandi. Choć pochodzili z Koszalina, napadali tylko poza granicami kraju. Zaczynali w Niemczech. To, co udało im się ukraść – głównie zegarki – przywozili lokalnym paserom. Stamtąd towary za znikomą część wartości trafiały dalej – czasem nawet do głębokiej Rosji czy USA.
Podział zadań też był dokładnie przemyślany. Wszystkim mieli zarządzać Paweł Ś., Paweł P. i Sylwester K. W zasadzie jako jedyni nie zmieniali się w całym składzie. Bezpośrednio skoków dokonywały różne osoby, wybierane krótko przed akcją. Nawet jeśli ktoś wpadł, pozostali mogli działać dalej.
Zapoznaj się z darmowym fragmentem
Książka dostępna w formatach:
Comments are closed.